Sep 18, 2015

Lewiatan dmuchany, czyli pochłaniająca moc teatru

Prawie pół roku.
Nie było mnie tu, byłam całkiem gdzie indziej. Na polu walki, na poligonie, na rżysku, na kartoflisku, machałam motyką, pędzlem, batutą, połamanymi skrzydłami, biegałam, kręciłam się w kółko, rwałam włosy z głowy, waliłam głową w mur i deski sceny...
A co weekend zjawiały się małe aniołki i małe diabełki, i niczego, jak to one, nieświadome, pochłaniały swoimi ciekawskimi, świdrującymi oczkami, cały ten stworzony dla nich domek z kart, zamek na lodzie, cukrowy pałac i cyrk na kółkach.
Teatr działa, choć przyprawia niemal o zawał - jak teraz, kiedy nie wiadomo właściwie dlaczego, po kilku tygodniach, gdy nam odpuścił, znów straszy a to zerwaną umową, a to pustkami na widowni z niewiadomej przyczyny.
Jednego można być pewnym - że niczego pewnym być nie można.
Tysiące spraw czekających na załatwienie, ciągnących się jak smętne przemoczone pawie ogony, feeryczne obietnice, oklapłe zanim nabrały kształtu. Ale nie oglądamy się do tyłu, o nie, w gorączkowym zaaferowaniu pędzimy w przyszłość, ku kolejnym sprawom i jeszcze nie odkrytym magicznym światom.
Czy będzie to Książę Niezłomny?... Czekając na Godota?... A może Walkiria?...
Nie do końca... Pewnie kolejne Kółko i Kwadrat czy Dobranoc, Tłuściutka Poduszko.
Bo najśmieszniejsze jest to, że gdy się coś robi naprawdę, to czy to jest Wielkie czy całkiem Tycie, to pochłania nas równie bezwzględnie, niby trzewia Lewiatana, co z tego że w tym wypadku dmuchanego.



Mar 2, 2015

POD ŚCIANĄ, ALE DO PRZODU




Dzieje się, oj, dzieje tak wiele, że nie ma czasu na refleksję - najwyżej na bezsenne noce. 
Już tyle zostało pominięte, że aż nie wiadomo, nad czym się pochylić.
A może skrótowy ogląd sytuacji, pt. gdzie jesteśmy?

Jesteśmy w Soho. To już oficjalne, zdecydowane, klepnięte i co tam jeszcze.
Jesteśmy Spółką Cywilną (od wczoraj).
Jestem Kierownikiem Budowy, a moja współspółkowniczka, W. - Kierownikiem Strony w Budowie.
Jesteśmy strasznie zalatane i zarobione.
Jesteśmy zadowolone i… przerażone.
Jesteśmy osobami, które przelewają coraz większe sumy z własnych kont na konta cudze.

Na zdjęciu (z wczoraj), kiedy celebrowałyśmy nasz oficjalny początek jako s.c. TEATR NIEWIELKI, jesteśmy pod ścianą. Ściana jest nowo postawiona i oddziela przyszłe foyer od przyszłej sali teatralnej. Ja patrzę w ścianę, W. patrzy w podłogę - coś to niby symbolizuje, ale co?… To się okaże. 

P.S.

Zdjęcie zrobił nam Paszczak. Ma nam oficjalnie robić fotki, ale muszę go zapytać, czy chce się ujawnić czy woli pozostać anonimowy.

Feb 7, 2015

PARA-BUCH

Nagle - gwizd! Nagle - świst! Para - buch! Koła - w ruch!

Ruszamy! A przynajmniej tak nam się wydaje… Mamy tylko ustne zapewnienia, że “wszystko będzie w porządku” i “się załatwi”. Nie mamy jeszcze umowy - a już wchodzimy w koszty. Taka niestety stojąca na głowie procedura - bo zanim umowę podpiszemy, musimy mieć od zarządu Soho zgodę na nasz projekt - nie tylko koncept i ideę teatru, ale i plan adaptacji. A ponieważ wlazła nam w szprychy naszej lokomotywy ta cała nieszczęsna wentylacja, której projektu “własnymi siłami” zrobić się nie da, to wyłożyć pieniążki, wcale niemałe, już trzeba.

No, ale przynajmniej zaczęło się dziać, bo postój ja stacji Niewiadomocodalej trwał stanowczo zbyt długo. Główne osiągnięcie ostatniego tygodnia, którym nawet nie bardzo miałam się ochotę dzielić z powodu niepewności, czy skład w ogóle jeszcze ruszy, to pierwszy etap tworzenia naszej identyfikacji wizualnej, pt. logo. Myślę, że wspaniałe dziewczyny z firmy projektowej, nomen omen, PARA-BUCH nie pogniewają się jeśli zaprezentuję światu ich rewelacyjne pomysły.

Pomysł 1:



Pomysł 2:


Wybrałyśmy… drugi, choć i pierwszy bardzo nam się podobał. Ale drugi jest bardziej teatralny, oryginalniejszy i wieloznaczny.
Jedziemy!

Feb 3, 2015

FRANKOŚCISK



Siedzę w oddziale banku, który przez te lata, gdy jestem ich klientem, nieźle sobie radził, o czym świadczy wypasione wnętrze z przedziwną cylindryczną konstrukcją na środku - czymś w rodzaju miniaturki Stadionu, z tym że pasy są pionowe i granatowe (w kolorze loga banku), nie biało-czerwone. Już widzę archeologów przyszłości, którzy piszą mądre dysertacje na temat “wewnętrznej świątyni”, do której wstęp mieli tylko wybrani wierni oraz najwyżsi rangą kapłani bożka Mamony.

Czekam na mojego “doradcę”, który przez te lata niewiele mi doradził, a jeśli już to na pewno nie były to posunięcia korzystne dla mnie, zdecydowanie jednak korzystne dla banku. Człowiek uczy się na błędach, ale edukacja finansowo-inwestycyjna przyszła zdecydowanie za późno dla mojego pokolenia; obawiam się, że już niewiele czasu mi zostało, by naukę zastosować i wyciągnąć z niej jakieś korzyści. A tyle jest rzeczy, o których dziś wiem, że zdecydowanie nie powinnam ich robić! Pierwsze na liście jest:
- nie ufaj doradcom finansowym - oni na swoich poradach wyjdą na pewno dobrze, ty - na pewno źle.

Więc co robię dziś w banku i jaki to ma związek z wiodącym ostatnio tematem moich zapisków, czyli zakładaniem teatru? Teatr to też biznes, na biznes często bierze się kredyt. Ja kredytu nie biorę. Ja go mam. I to we frankach. Czy muszę mówić więcej?

Z powodu ostatnich wydarzeń perspektywa płynności finansowej zdecydowanie mi się skróciła, więc dziś podejmuję próbę, żeby choć trochę ją na powrót wydłużyć. Zobaczymy. Moim planem są tzw. wakacje od kredytu, co pozwoliło by mi na szerszy oddech i skupienie się na teatrze. Ambitny plan, ciekawe, czy osiągalny. Być może będzie konieczna kolejna wizyta i spotkanie z “dyrektorem”, bo doradca zapewne zaproponuje mi rozwiązania standardowe, które, o ile zdążyłam się zorientować, i tak mnie nie dotyczą, bo większość z nich dawno załatwiłam sama (jak np. kupno franków nie od banku, którego spread należy do legendarnych). Zobaczymy.

Czekam nie dlatego, że doradca niegrzeczny, tego nie mogę mu zarzucić, ale dlatego, że przyjechałam za wcześnie. Musiałam napisać to zdanie, żeby mój osąd banków, który na pewno przyszłe pokolenia będą czytać z wypiekami na twarzy, był surowy, ale sprawiedliwy. Czy jeszcze coś dobrego mogę powiedzieć o banku?… Hmm.

O tak! Przypomniałam sobie właśnie, że w czasie szczerej rozmowy z dyrektorem tegoż banku, wiele, wiele lat temu, gdy brałam rzeczony kredyt, kiedy przycisnęłam go do ściany pytaniem, czy jeśli będę miała środki na spłacenie (a kurs będzie korzystny), to lepiej kredyt spłacić czy trzymać pieniądze “na wszelki wypadek”, na czasy, gdy pozbawiano pracy nie będę mogła liczyć na żadne kredytobranie. Długo próbował się wykręcić, ale w końcu spojrzał mi w oczy i powiedział: “Długotrwała spłata kredytu jest korzystna dla banku.”
Że też akurat z tej sugestii nie wyciągnęłam właściwych wniosków (gdy mogłam!)…

Jeśli marzę czasem, żeby czas się cofnął i żebym znów miała mniej o te naście lat, to nie po to, by szaleć i łamać męskie serca swą młodzieńczą urodą, a w zasadzie tylko po to, by nie popełnić tych samych błędów i złych decyzji finansowych… Och, cofnąć się do choćby wiosny 2006! Już bym teraz wiedziała, co i jak robić!


P.S. Już po rozmowie. Coś tam może da się ugrać, ale ilość papierów, jakie muszę zgromadzić, jest znacznie większa niż przy zaciąganiu kredytu… Przy czym zdobycie niektórych będzie wymagało znacznego samozaparcia i mnóstwa godzin straconych na to, co Tygrysy lubią najbardziej, czyli na chodzenie po urzędach. Chciało ci się, babo, kredytu, to teraz się męcz.

(odc. 17 powieści grozy pt. "jak nie zakładać teatru") 

Jan 24, 2015

W TAK ZWANYM MIĘDZYCZASIE


Martwa cisza w oku cyklonu.
Trwamy w zawieszeniu - na razie żadnych wieści z Soho.
W międzyczasie rozglądamy się za innymi miejscówkami - choć bez tej wiary i entuzjazmu jak na początku - i rewizytowałyśmy kamienicę na ul.Ś., która stanowi alternatywę pt. Właściwie Nie Teatr A Miejsce Quasi Teatralnych Zajęć Dla Maluchów.
Miejscówka jest urocza - piękne, eleganckie wejście od zadbanego podwórka odrestaurowanej z pietyzmem kamienicy, zejście po wykładanych czarno-białymi kaflami schodach do sali w suterynie, bardzo jasnej i “czystej” - bielutkie ściany, drewniana podłoga, bardzo oryginalny sufit kolebkowy z cegły… i dwa słupy (niegrube) na środku. Może nawet dałoby się z nimi żyć - jeden przeszkadzałby nieco widzom, drugi musiałby stanowić integralną część każdej scenografii. Wnętrze podobałoby się na pewno bardziej mamom maluszków niż nasze artystyczne, postindustrialne Soho. 
Więc czemu nie myślimy o tym z entuzjazmem?
Po pierwsze - jest mniejsze (90m2 zamiast 125 - bez możliwości oddzielenia foyer), no i te słupy! Mniej widzów - mniejsza możliwość zarobienia na siebie.
Po drugie - na razie nie ma opcji na wynajęcie na stałe. Od kwietnia można by wynajmować na weekendy. Czyli mogłoby to być miejsce startowe, treningowe - ale nie docelowe. A już tak nam się marzył “nasz teatr”! A nie sala, z której po każdym ostatnim spektaklu trzeba sprzątnąć wszystkie dekoracje. Co łączy się z faktem, że musiałyby być one naprawdę mini-mini. Żadnych też podestów teatralnych, reflektorów, kulis… Jeśli w "prawdziwym" teatrze spektakle odbywają się w foyer - jak to najczęściej ma miejsce w wypadku przedstawień najnajowych, czyli tych dla najmłodszych widzów - to ma się jednak poczucie, że to “teatr”.
Jeśli jednak ten sam spektakl odbyłby się w jakieś wynajętej sali - od razu zacząłby przypominać jakieś zajęcia teatralno-warsztatowe dla dzieci - w najlepszym razie - a chałturę w najgorszym.

Ta sala idealnie nadaje się do kameralnych zajęć jogi, a nie na teatr. Oczywiście też nie spełnia wszystkich wymogów Sanepidu, które ostatnio poznałyśmy na prywatnej audiencji u p.Wiktorii z Wypchanym Półptakiem na ścianie…  Sala jest za niska, a i wentylacja na pewno nie pompuje 20m3 powietrza na godzinę na każdą przebywającą osobę, i zdecydowanie nie jest dostosowana do przebywania niepełnosprawnych… (ale ponoć jest klima). Gdybyśmy jednak wynajmowały tylko na godziny, to nie nasz problem. 


Czyli czekamy. Nie bezczynnie, bo mamy setki rzeczy na naszej liście pt. TO DO, ale od punktu nr 1 zależy w zasadzie wszystko i mam nieprzyjemne wrażenie “pozornego działania”, gdy myślę o tych innych rzeczach, które robimy, by nie czekać bezczynnie.

Jan 21, 2015

CIAŁO WYGINAM NIEŚMIAŁO

Teatr, jak każde żywe stworzenie, ma ciało i duszę. Na tym etapie moich z nim stosunków sprawy cielesne przeważają. Te trywialne, banalne, męczące, czasem nawet niesmaczne.
Moja córka, czyli K., zwróciła mi i słusznie uwagę, że te zapiski zrobiły się okropnie nudne; kogo obchodzą (oprócz niżej podpisanej) procenty, słupy i użeranie z wszechpotężną machinerią administracji. Kafka ze mnie żaden, więc rzeczywiście wieje z tego banałem i męką codzienności, której każdy ma dość we własnym życiu.

Ale musimy przez to przejść. Niekoniecznie razem - ja muszę, a że z założenia te zapiski mają być czymś w rodzaju dokumentu drogi, to muszę brać pod uwagę ryzyko, że niektóre jej odcinki będą nieciekawe i nie nieść niczego oprócz wyczerpania dłużącą się podróżą.

Tyle w ramach wyjaśnienia. 

A jeśli miałabym z dzisiejszego kawałka szarej rzeczywistości pt. spotkanie z Rzeczoznawcą Sanepidu wydobyć jakieś barwy, to zwróciłabym uwagę na kilka smaczków:

Smaczek Pierwszy
Pani Wiktoria (rzeczony rzeczoznawca), malutka, żwawa kobietka po sześćdziesiątce, mieszka w przedwojennej kamienicy, niewystawnej, o nie, bez stiuków, fikuśnej klatki schodowej i innych przedwojennych rozkoszy architektonicznych - ale za to z dodatkowymi (węższymi) drzwiami do każdego mieszkania, służącymi bezkolizyjnemu docieraniu służby na jej stanowisko pracy. Obywatel przed wojną nie musiał być bardzo bogaty, ale służbę posiadać wypadało.

Smaczek Drugi
W mieszkaniu pani Wiktorii roi się od połyskliwych, powykręcanych, przeszklonych i zapełnionych bibelotami solidnych mebli (bynajmniej nie antyków). Ale najdziwniejszą rzecz zobaczyłam na ścianie - obraz z kaczką, nie namalowaną, o nie - ale kaczką “jak żywą”, bo zrobioną z ciała?… a na pewno z piór żywego (niegdyś) ptaka - a teraz zamienionego w koszmarkowatą martwo-płaskorzeźbę. Czyli martwa natura w 3D na ścianie w przedpokoju. Cudo.

Smaczek Trzeci
Uwaga, wchodzimy w rejony metafizyki stosowanej. Otóż po rzeczonej wizycie u rzeczonej rzeczoznawcy (czyli znawczyni rzeczy) weszłyśmy na chwilę z W. do malutkiej kafejki w tym samym (podwójnodrzwiowym) budynku. Zaczęłyśmy rozmawiać o wentylacji i przybiegła do nas wystraszona właścicielka z zapytaniem, czy jesteśmy z jakieś “kontroli”, bo dopiero skończyli system wentylacji w lokalu, i czy są jakieś problemy z odbiorem?… Od słowa do słowa zgadaliśmy się z nimi (z właścicielką i jej mężem, bardzo miłymi ludźmi, choć zdecydowanie było po nich widać, że prowadzenie tego biznesu na razie ich wyczerpuje nerwowo) - i dostałyśmy kontakty na “najbardziej rzetelnych i tanich” projektanta i wykonawcę wyżej wspomnianej wentylacji, których bardzo nam trzeba. Zbieg okoliczności, przypadek, szczęśliwy traf, przeznaczenie?… To się jeszcze okaże.


Ho ho ho ho, jutro Soho.

Jan 17, 2015

W KOŁO MACIEJU



Pytanie: jakie normy musi spełniać lokal, w którym ma być teatr - odpowiedź: proszę zrobić projekt adaptacji, rzeczoznawcy (sanitarni, p/poż, ewentualnie bhp) zaopiniują.
Ale nie ma sensu wynajmować sali, jeśli z góry wszystko wskazuje na to, że jej adaptacja w celu spełnienia norm może:
  1. być zbyt droga 
  2. być niemożliwa
Dlatego chcielibyśmy poznać te normy. Prosimy więc o wytyczne - jakie warunki musi spełniać lokal, który ma być teatrem na max 50 widzów, w tym połowa - dzieciaki? Szczegółowy projekt, który damy do zaopiniowania rzeczoznawcom (sanitarnym, p/poż, ewentualnie bhp) to będzie następny krok.
Proszę najpierw zrobić projekt adaptacji i dać do zaopiniowania rzeczoznawcom.
Ale nie możemy najpierw wynająć lokalu, a dopiero potem dowiedzieć się, że się nadaje albo nie nadaje. Prosimy o informację, jakie normy lokal musi spełniać.
Proszę zrobić projekt adaptacji i dać do zaopiniowania rzeczoznawcom.
Ale…
Proszę zrobić projekt…
Ale…
Zrobić projekt…
Ale…

Zrobić!

Jan 14, 2015

DUCHOTA I ZAPCHAJDZIURA



Była faza słupów, teraz jest faza podestów - śnią mi się po nocach; te większe i mniejsze, z nogami długimi na kilka metrów i króciutkimi jak u jamnika; składającymi się teleskopowo i zginającymi pod wszystkimi możliwymi kątami. Jeszcze żaden mnie nie gonił, ale to tylko kwestia czasu. 
Rzecz polega na tym, że Teatr Konkurencyjny podesty teatralne ma, a więc wygląda na to, że i my musimy mieć… :) A nie są tanie (jak w ogóle profesjonalne teatralne wyposażenie). Z grubsza biorąc jeden kosztuje ok. 2 tysięcy - z nogami regulowanymi, ale jeszcze bez klamer do spinania blatów, ani klamer do spinania nóg. Przy wycenie, naiwniaczka, się dowiedziałam, że podesty trzeba ze sobą spinać! Ale najdziwniej jest z prostą barierką na tył podestu, którą montuje się do ostatniego rzędu, gdy nie są oparte o ścianę - ten wygięty kawał atestowanej rurki kosztuje tyle co cały podest o wymiarach 0,5 x 2 m… Barierki trzeba więc chyba będzie sobie darować. Ale oznacza to, że grać się będzie tylko na jedną stronę - a tak podobała mi się wizja “otwarta”!

Właściwie czemu słupy przestały mi się śnić, nie wiem. Jeden z nich jest zmorą właśnie w kontekście podestów, bo wyrasta sobie w miejscu, gdzie planujemy widownię. Ma przekrój kwadratu o wym. 25 x 25 cm, więc nie ma opcji, żeby nasze podesty go otoczyły - no i zostaje dziura, w którą na pewno niejeden maluszek wpadnie, łamiąc sobie swoje malutkie rączki i nóżki. O je jej! Trzeba więc znaleźć jakąś (jaką?) zapchajdziurę…


Nadal żadnych konkretnych wieści w najpoważniejszej obecnie sprawie, tzn. wentylacji. Ogólna duchota (ale nie ducho-upadek).

Jan 11, 2015

ZAMKI NA KARTCE PAPIERU


Skala, mierzenie, kreślenie, mazanie, kombinowanie… ach, jak to lubię! Ze względu na słup, podestów w jednym układzie sali zmieści się 6 i “pół”, w drugim, prostopadłym 6. Czy wystarczy miejsca dla widzów? Musi, jest jeszcze podłoga; ewentualnie można się zastanawiać nad półmetrowymi podestami, ale to wyjdzie dużo drożej. 
Inna opcja to powiększenie sali teatralnej o ok. 70 cm (do słupów), wtedy wchodzi 1 podest (2m x 1m) więcej. I może tak trzeba będzie zrobić. Ale foyer robi się trochę małe…

Czekamy na jutrzejsze wyceny od dostarczycieli dóbr teatralnych - atestowanych i strasznie drogich. To nam da jakie takie pojęcie, jak nasze założenia mają się do brutalnej rzeczywistości… Co szczególnie ważne w kontekście Strasznego Odkrycia z czwartku, pt. Brak Wentylacji.

Każdego dnia dowiadujemy się więcej; dzisiaj zrobiłam poprawki do kosztów wstępnych - sporo urosły, ze względu na wentylację i parę innych zapomnianych lub niedoszacowanych rzeczy - np. wyleciała mi z głowy miesięczna kaucja, bardzo niedoszacowałyśmy utworzenie strony, no, ale W. chce, i słusznie, żeby od razu była maksymalnie przyjazna, z płatnościami PayU i innymi bajerami; nie miałam też zarezerwowanych środków na różne ekspertyzy, a na pewno będą potrzebne. 

Mimo wszystko nadal jesteśmy poniżej górnej granicy wyznaczonej na inwestycję, tylko że margines zrobił się już cieniutki…

Wracam do mazania po planach - to naprawę przyjemna zabawa. W ogóle praca nad tym projektem sprawia mi wiele frajdy - mimo strachu gdzieś tam z tyłu pt. A co, jeśli nam nie wyjdzie? 

Ale, jak to mówią w zagranicznych krajach: no risk no fun.


Jan 9, 2015

RATUNKU!


Jestem na to za głupia.

Co to znaczy, że będąc teatrem można być przedmiotowo zwolnionym z podatku VAT, skoro bilety i tak są obciążone 8% VATem???

Przychody teatru to wyłącznie bilety. Więc niby co jest zwolnione z VAT?


Czy jest ktoś, kto to rozumie? Ratunku!

Jan 8, 2015

SHIT HITS THE FAN




Frustracja. A wszystko szło już tak dobrze. Za dobrze?
Parę dni temu dogadaliśmy się z Soho finansowo, ogromna radość, choć celebrację przełożyłyśmy na moment podpisania umowy, a do tego jeszcze dość daleko. Najpierw musimy zrobić plany adaptacji i uzyskać ich zatwierdzenie. 

W tym celu dziś o 10,30 byłam umówiona z szefem ekipy (panem inż. M.S.) i projektantem wnętrz (czyli Miki).  Najpierw dzwoni Miki - chora. Potem, w czasie prawie dwugodzinnego omawiania technicznych aspektów przebudowy z inżynierem, nagle rzeczony inżynier pyta: “A gdzie tu jest wentylacja?”

Wentylacji - grawitacyjnej ani wspomaganej - nie ma. Czy można sobie wyobrazić salę teatralną, nawet na jedyne 50 osób, bez wentylacji?!
No, właśnie.
W pierwszym odruchu myślę sobie, o kurczę, trzeba będzie dorzucić parę tysięcy do i tak napiętego budżetu, trudno. Ale inż.M.S. niemal natychmiast dodaje: “To będzie kosztowało kilkadziesiąt tysięcy”. 

I tu mnie dobił. Kilkadziesiąt to nie dwadzieścia, a bliżej, jak się okazało,  60-ciu… Zależy trochę od konkretnych przepisów dotyczącej danej działalności. A jak tu dotrzeć do tych przepisów? Nie można wpisać w googla: “mały teatr dla małych dzieci przepisy przeciwpożarowe i bhp”, to znaczy można, ale nic z tego nie wyjdzie. 

Być może działalność będziemy musiały ustawiać pod przepisy bhp, a nie odwrotnie. 


Ulubione powiedzonko Vonneguta okazało się w tym wypadku jak najbardziej trafne - wentylator zabździł nam świetlaną przyszłość.

(10 odc. powieści grozy "jak nie zakładać teatru")

Jan 5, 2015

MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI



Jest wczesna jesień. W. i M. jadą samochodem w kierunku północnym, W. prowadzi, M. myśli o tym , jakie to dziwne, że nad morze można dojechać w trzy godziny!… Po prostu nigdy dotąd, przez całe swoje niekrótkie w końcu życie pełne nadmorskich wycieczek, nie wpadła na to, że plaże ciągną się również na prawo od Trójmiasta!



Ale nawet trzy godziny to długo jak na milczenie, więc oczywiście rozmawiają. O tym i owym, jak to osoby, które znają się przeszło od ćwierćwiecza albo i dłużej (na pewno dłużej). No i niechybnie rozmowa schodzi na plany życiowe M., która to M. przed rokiem wyskoczyła z dobrze naoliwionych torów, wzdłuż których jeździła w kółko i w kółko przez jakichś lat siedemnaście, i miała już od tego kręcenia się mdłości. Trudno więc się dziwić, że kiedy jej ciuchcia się wykoleiła, poczuła więcej ulgi, niż czegokolwiek innego. No, ale ulga ulgą, a coś trzeba by zrobić z własnym życiem. Miniony rok pełen był różnych Podejść i Konceptów, nadszedł jednak czas najwyższy na jakieś Konkretne Decyzje. 
Ulubionym scenariuszem M. jest mała i cicha Księgarenko-Kawiarenka, w której mogłaby spokojnie oddawać się czytaniu książek, rozmowom o książkach i pisaniu książek (tak to przynajmniej w naiwności swej wyobraża sobie).
W., wysłuchawszy cierpliwie zachwytów nad życiem wśród książek, mówi:
- A może lepiej teatr? No, wiesz, taki dla maluchów.
M. łapie się za głowę.
- Teatr?… Teatr, nawet dla maluchów, to ogromne przedsięwzięcie. Już sam lokal (w porównaniu z Księgarenko-Kawiarenką), musi być kilkakrotnie większy! No i na pewno nie można go zrobić w jedną czy dwie osoby… A wyposażenie teatralne? Aktorzy?  Spektakle? Reklama? Nie, nie, nie, to odpada!
Przestają więc mówić o teatrze, znów mówią o książkach. M. ma nawet fajny pomysł na nazwę “Między Słowami”, a W. na działania nietypowe: Księgarnia Objazdowa, albo Wymienialnia Książek… 
Po powrocie znad morza prowadzą rozeznanie; odwiedzają Czułego Barnarzyńcę i pokrewne miejscówki, rozglądają się za własnym lokalem, przymierzają kosztorysowo.
Ale kiedy po około miesiącu W. dzwoni wieczorem do M. i mówi:
- A może jednak teatr?
M. odpowiada bez zastanowienia:

- Masz rację. Teatr.  

Jan 3, 2015

KSIĘGOWOŚĆ KREATYWNA



Kolejne zderzenie z meandrami Księgowości Stosowanej. Połowy rzeczy nie rozumiem, a druga natychmiast ucieka z mojej pamięci. Mózg broni się rękami i nogami, a raczej dendrytami i neurytami, przed nasączeniem wiedzą biznesowo-księgową, a ja przyglądam się temu bezradnie.
Spółka cywilna czy z o.o.? Fundacja czy stowarzyszenie? VAT-owska czy nie? Podatek liniowy czy progresywny? Kapitał założycielski jak najmniejszy czy jak największy? Z kasą czy bez kasy?

Najgorsze, że nie ma jednoznacznych odpowiedzi na te pytania; wszystko “zależy”, jest “uwarunkowane” i “z jednej strony”, “a z drugiej”…

Nadal nie wiemy rzeczy najważniejszej - dlaczego prywatne teatry na ogół zakładają fundacje… To znaczy mamy jakieś wyobrażenie na ten temat, ale to tylko zgadywanki.


Ciekawostką dzisiejszego spotkania jest to, że księgowa, której się radziłyśmy, osoba, która pół życia przepracowała w Urzędzie Skarbowym i, jak sama wyznała, zajmowała się tam “szukaniem dziury w całym”, ta księgowa obecnie prowadzi księgowość na… umowy o dzieło! Nawet jeśli to bardzo kreatywna księgowość, to wydaje mi się to grubym naciąganiem przepisów - pamiętam z mojej pracy w reklamie, jak panie ze Skarbówki zawsze czepiały się moich umów o dzieło, gdy pracowałam jako tzw. kreatywny, wymyślając scenariusze reklam i pisząc teksty reklamowe. No, nic. Kto powiedział, że będzie z górki?