Jan 21, 2015

CIAŁO WYGINAM NIEŚMIAŁO

Teatr, jak każde żywe stworzenie, ma ciało i duszę. Na tym etapie moich z nim stosunków sprawy cielesne przeważają. Te trywialne, banalne, męczące, czasem nawet niesmaczne.
Moja córka, czyli K., zwróciła mi i słusznie uwagę, że te zapiski zrobiły się okropnie nudne; kogo obchodzą (oprócz niżej podpisanej) procenty, słupy i użeranie z wszechpotężną machinerią administracji. Kafka ze mnie żaden, więc rzeczywiście wieje z tego banałem i męką codzienności, której każdy ma dość we własnym życiu.

Ale musimy przez to przejść. Niekoniecznie razem - ja muszę, a że z założenia te zapiski mają być czymś w rodzaju dokumentu drogi, to muszę brać pod uwagę ryzyko, że niektóre jej odcinki będą nieciekawe i nie nieść niczego oprócz wyczerpania dłużącą się podróżą.

Tyle w ramach wyjaśnienia. 

A jeśli miałabym z dzisiejszego kawałka szarej rzeczywistości pt. spotkanie z Rzeczoznawcą Sanepidu wydobyć jakieś barwy, to zwróciłabym uwagę na kilka smaczków:

Smaczek Pierwszy
Pani Wiktoria (rzeczony rzeczoznawca), malutka, żwawa kobietka po sześćdziesiątce, mieszka w przedwojennej kamienicy, niewystawnej, o nie, bez stiuków, fikuśnej klatki schodowej i innych przedwojennych rozkoszy architektonicznych - ale za to z dodatkowymi (węższymi) drzwiami do każdego mieszkania, służącymi bezkolizyjnemu docieraniu służby na jej stanowisko pracy. Obywatel przed wojną nie musiał być bardzo bogaty, ale służbę posiadać wypadało.

Smaczek Drugi
W mieszkaniu pani Wiktorii roi się od połyskliwych, powykręcanych, przeszklonych i zapełnionych bibelotami solidnych mebli (bynajmniej nie antyków). Ale najdziwniejszą rzecz zobaczyłam na ścianie - obraz z kaczką, nie namalowaną, o nie - ale kaczką “jak żywą”, bo zrobioną z ciała?… a na pewno z piór żywego (niegdyś) ptaka - a teraz zamienionego w koszmarkowatą martwo-płaskorzeźbę. Czyli martwa natura w 3D na ścianie w przedpokoju. Cudo.

Smaczek Trzeci
Uwaga, wchodzimy w rejony metafizyki stosowanej. Otóż po rzeczonej wizycie u rzeczonej rzeczoznawcy (czyli znawczyni rzeczy) weszłyśmy na chwilę z W. do malutkiej kafejki w tym samym (podwójnodrzwiowym) budynku. Zaczęłyśmy rozmawiać o wentylacji i przybiegła do nas wystraszona właścicielka z zapytaniem, czy jesteśmy z jakieś “kontroli”, bo dopiero skończyli system wentylacji w lokalu, i czy są jakieś problemy z odbiorem?… Od słowa do słowa zgadaliśmy się z nimi (z właścicielką i jej mężem, bardzo miłymi ludźmi, choć zdecydowanie było po nich widać, że prowadzenie tego biznesu na razie ich wyczerpuje nerwowo) - i dostałyśmy kontakty na “najbardziej rzetelnych i tanich” projektanta i wykonawcę wyżej wspomnianej wentylacji, których bardzo nam trzeba. Zbieg okoliczności, przypadek, szczęśliwy traf, przeznaczenie?… To się jeszcze okaże.


Ho ho ho ho, jutro Soho.

No comments:

Post a Comment