Feb 7, 2015

PARA-BUCH

Nagle - gwizd! Nagle - świst! Para - buch! Koła - w ruch!

Ruszamy! A przynajmniej tak nam się wydaje… Mamy tylko ustne zapewnienia, że “wszystko będzie w porządku” i “się załatwi”. Nie mamy jeszcze umowy - a już wchodzimy w koszty. Taka niestety stojąca na głowie procedura - bo zanim umowę podpiszemy, musimy mieć od zarządu Soho zgodę na nasz projekt - nie tylko koncept i ideę teatru, ale i plan adaptacji. A ponieważ wlazła nam w szprychy naszej lokomotywy ta cała nieszczęsna wentylacja, której projektu “własnymi siłami” zrobić się nie da, to wyłożyć pieniążki, wcale niemałe, już trzeba.

No, ale przynajmniej zaczęło się dziać, bo postój ja stacji Niewiadomocodalej trwał stanowczo zbyt długo. Główne osiągnięcie ostatniego tygodnia, którym nawet nie bardzo miałam się ochotę dzielić z powodu niepewności, czy skład w ogóle jeszcze ruszy, to pierwszy etap tworzenia naszej identyfikacji wizualnej, pt. logo. Myślę, że wspaniałe dziewczyny z firmy projektowej, nomen omen, PARA-BUCH nie pogniewają się jeśli zaprezentuję światu ich rewelacyjne pomysły.

Pomysł 1:



Pomysł 2:


Wybrałyśmy… drugi, choć i pierwszy bardzo nam się podobał. Ale drugi jest bardziej teatralny, oryginalniejszy i wieloznaczny.
Jedziemy!

Feb 3, 2015

FRANKOŚCISK



Siedzę w oddziale banku, który przez te lata, gdy jestem ich klientem, nieźle sobie radził, o czym świadczy wypasione wnętrze z przedziwną cylindryczną konstrukcją na środku - czymś w rodzaju miniaturki Stadionu, z tym że pasy są pionowe i granatowe (w kolorze loga banku), nie biało-czerwone. Już widzę archeologów przyszłości, którzy piszą mądre dysertacje na temat “wewnętrznej świątyni”, do której wstęp mieli tylko wybrani wierni oraz najwyżsi rangą kapłani bożka Mamony.

Czekam na mojego “doradcę”, który przez te lata niewiele mi doradził, a jeśli już to na pewno nie były to posunięcia korzystne dla mnie, zdecydowanie jednak korzystne dla banku. Człowiek uczy się na błędach, ale edukacja finansowo-inwestycyjna przyszła zdecydowanie za późno dla mojego pokolenia; obawiam się, że już niewiele czasu mi zostało, by naukę zastosować i wyciągnąć z niej jakieś korzyści. A tyle jest rzeczy, o których dziś wiem, że zdecydowanie nie powinnam ich robić! Pierwsze na liście jest:
- nie ufaj doradcom finansowym - oni na swoich poradach wyjdą na pewno dobrze, ty - na pewno źle.

Więc co robię dziś w banku i jaki to ma związek z wiodącym ostatnio tematem moich zapisków, czyli zakładaniem teatru? Teatr to też biznes, na biznes często bierze się kredyt. Ja kredytu nie biorę. Ja go mam. I to we frankach. Czy muszę mówić więcej?

Z powodu ostatnich wydarzeń perspektywa płynności finansowej zdecydowanie mi się skróciła, więc dziś podejmuję próbę, żeby choć trochę ją na powrót wydłużyć. Zobaczymy. Moim planem są tzw. wakacje od kredytu, co pozwoliło by mi na szerszy oddech i skupienie się na teatrze. Ambitny plan, ciekawe, czy osiągalny. Być może będzie konieczna kolejna wizyta i spotkanie z “dyrektorem”, bo doradca zapewne zaproponuje mi rozwiązania standardowe, które, o ile zdążyłam się zorientować, i tak mnie nie dotyczą, bo większość z nich dawno załatwiłam sama (jak np. kupno franków nie od banku, którego spread należy do legendarnych). Zobaczymy.

Czekam nie dlatego, że doradca niegrzeczny, tego nie mogę mu zarzucić, ale dlatego, że przyjechałam za wcześnie. Musiałam napisać to zdanie, żeby mój osąd banków, który na pewno przyszłe pokolenia będą czytać z wypiekami na twarzy, był surowy, ale sprawiedliwy. Czy jeszcze coś dobrego mogę powiedzieć o banku?… Hmm.

O tak! Przypomniałam sobie właśnie, że w czasie szczerej rozmowy z dyrektorem tegoż banku, wiele, wiele lat temu, gdy brałam rzeczony kredyt, kiedy przycisnęłam go do ściany pytaniem, czy jeśli będę miała środki na spłacenie (a kurs będzie korzystny), to lepiej kredyt spłacić czy trzymać pieniądze “na wszelki wypadek”, na czasy, gdy pozbawiano pracy nie będę mogła liczyć na żadne kredytobranie. Długo próbował się wykręcić, ale w końcu spojrzał mi w oczy i powiedział: “Długotrwała spłata kredytu jest korzystna dla banku.”
Że też akurat z tej sugestii nie wyciągnęłam właściwych wniosków (gdy mogłam!)…

Jeśli marzę czasem, żeby czas się cofnął i żebym znów miała mniej o te naście lat, to nie po to, by szaleć i łamać męskie serca swą młodzieńczą urodą, a w zasadzie tylko po to, by nie popełnić tych samych błędów i złych decyzji finansowych… Och, cofnąć się do choćby wiosny 2006! Już bym teraz wiedziała, co i jak robić!


P.S. Już po rozmowie. Coś tam może da się ugrać, ale ilość papierów, jakie muszę zgromadzić, jest znacznie większa niż przy zaciąganiu kredytu… Przy czym zdobycie niektórych będzie wymagało znacznego samozaparcia i mnóstwa godzin straconych na to, co Tygrysy lubią najbardziej, czyli na chodzenie po urzędach. Chciało ci się, babo, kredytu, to teraz się męcz.

(odc. 17 powieści grozy pt. "jak nie zakładać teatru")