Sep 18, 2015

Lewiatan dmuchany, czyli pochłaniająca moc teatru

Prawie pół roku.
Nie było mnie tu, byłam całkiem gdzie indziej. Na polu walki, na poligonie, na rżysku, na kartoflisku, machałam motyką, pędzlem, batutą, połamanymi skrzydłami, biegałam, kręciłam się w kółko, rwałam włosy z głowy, waliłam głową w mur i deski sceny...
A co weekend zjawiały się małe aniołki i małe diabełki, i niczego, jak to one, nieświadome, pochłaniały swoimi ciekawskimi, świdrującymi oczkami, cały ten stworzony dla nich domek z kart, zamek na lodzie, cukrowy pałac i cyrk na kółkach.
Teatr działa, choć przyprawia niemal o zawał - jak teraz, kiedy nie wiadomo właściwie dlaczego, po kilku tygodniach, gdy nam odpuścił, znów straszy a to zerwaną umową, a to pustkami na widowni z niewiadomej przyczyny.
Jednego można być pewnym - że niczego pewnym być nie można.
Tysiące spraw czekających na załatwienie, ciągnących się jak smętne przemoczone pawie ogony, feeryczne obietnice, oklapłe zanim nabrały kształtu. Ale nie oglądamy się do tyłu, o nie, w gorączkowym zaaferowaniu pędzimy w przyszłość, ku kolejnym sprawom i jeszcze nie odkrytym magicznym światom.
Czy będzie to Książę Niezłomny?... Czekając na Godota?... A może Walkiria?...
Nie do końca... Pewnie kolejne Kółko i Kwadrat czy Dobranoc, Tłuściutka Poduszko.
Bo najśmieszniejsze jest to, że gdy się coś robi naprawdę, to czy to jest Wielkie czy całkiem Tycie, to pochłania nas równie bezwzględnie, niby trzewia Lewiatana, co z tego że w tym wypadku dmuchanego.



No comments:

Post a Comment