Jul 29, 2014

I WAS WRONG, MR.KNIGHTLEY!


Przyznanie się do winy nigdy nie jest łatwe. Nawet gdy nie jest się rozpieszczoną jedynaczką, Emmą Woodhouse. Ale przyznać się trzeba.

Po latach zupełnie amatorskiego zainteresowania angielską literaturą XIX wieku, kiedy wszystkie intrygi, postaci, wątki i koligacje rodzinne z książek Jane Austen, sióstr Bronte, Elisabeth Gaskell, Dickensa i Thomasa Hardego (żeby wspomnieć tych najczęściej czytanych) mieszały się radośnie i niewinnie w mojej głowie, nastąpił Wiek Odpowiedzialności. Odkąd zaczęłam prowadzić tego bloga (ten blog?) i na forum bądź co bądź publicznym wypowiadam się na temat przeczytanych książek i ich autorów, dzieląc się bezwstydnie swoimi opiniami na ich temat, to chwaląc, tamto krytykując, muszę przyjąć na wątłe barki ciężar odpowiedzialności za swoje słowa. Oczywiście każdy jest uprawniony do jak najbardziej arbitralnych ocen i poglądów, de gustibus i tak dalej, no ale nie wypada głosić prawd z gruntu fałszywych, a przynajmniej nie potwierdzonych, a coś takiego właśnie niedawno mi się zdarzyło. 

Proszę wybaczyć starzejącej się kobiecie z początkami demencji, że pomieszała ze sobą kilka książek, w wyniku czego wyszedł jej obrazek pasujący bardziej do oczekiwań i prywatnych literackich sympatii, a nie do rzeczywistości. Poniósł mnie entuzjazm dla Joan Aiken, której książki dla dzieci bardzo cenię, a zwłaszcza jedną - “The Stolen Lake” (stoi na mojej półce z ulubionymi pozycjami dziecięcej literatury obok Puchatka, Muminków, Alicji, O czym szumią wierzby, Piotrusia Pana, Małego Księcia, Mikołajka i Pippi - więc naprawdę w doborowym towarzystwie).  Na blogu dla młodszej wiekowo grupy czytelników, Świstaki i Inne Smaki, www.mariaszajer.wordpress.com napisałam jakiś czas temu:
“W przeciwieństwie do wielu autorów próbujących sztuki pisania a’la Austen, Aiken ta sztuka wychodzi…”

Tak naprawdę, jak się okazuje, wyszła jej tylko raz, i to nie do końca idealnie, co właśnie ze wstydem odkryłam. “Emma Woudhouse” (kontynuacja niedokończonych “Watsonów”) jest “austenowska”, choć gwałtowna śmierć pani Blake i jej synka w wypadku nie jest czymś, co można by łatwo Jane Austen przypisać. U Austen umierają tylko osoby starsze albo mało z głównym wątkiem związane.  Ale generalnie ta powieść nie rozczarowuje miłośników twórczości Austen.
Natomiast w ręce wpadła mi właśnie “Córka Elizy”, z tego co wiem jedyna z powieści “austenowskich” Joan Aiken wydana po polsku.
Tu już autorka dała się ponieść własnemu temperamentowi twórczemu, wybujałej fantazji oraz tak charakterystycznemu dla niej zacięciu krytyczno-społecznemu. Książka jest interesująca, ale w żadnym wypadku nie w stylu Jane Austen. Zapewne zresztą nigdy nie miała być - Aiken jest zbyt dobrym “fachowcem” literackim, żeby nie była to jej świadoma decyzja. Widać to jasno, poczynając od wyboru zupełnie nie “austenowskiego” typu narracji - powieść napisana jest w pierwszej osobie, co u Jane Austen nigdy się nie zdarza; nawet jej “nietypową” “Lady Susan” tylko pozornie można by zaliczyć do tego gatunku; tak naprawdę była próbą J.A. zmierzenia się z tak popularną w XVIII wieku formą powieści epistolarnej - której zresztą nigdy potem nie powtórzyła.
Ale forma to jeszcze nic - przede wszystkim wybór głównej heroiny, który determinuje moralno-społeczny aspekt książki, jest “typowo nietypowy” dla Austen. Eliza jest dzieckiem wychowywanym w Dolinie Bękartów i dowiaduje się o życiu znacznie więcej (i znacznie wcześniej) przykrych, ponurych i wulgarnych szczegółów niż jakakolwiek z bohaterek Jane Austen. Najbardziej szokujący jest chyba jednoznacznie sugerowany obraz wykorzystywania seksualnego małej dziewczynki przez duchownego, do którego jej zastępcza matka wysyłała ją na nauki. Nieślubne dzieci to był temat, który pojawiał się u Jane Austen, ale zawsze na marginesie opowieści. Natomiast seks, a już zwłaszcza w kontekście małych dzieci!… I duchownych!… Nie do pomyślenia. Ale to nie wszystko - jest tam i bycie utrzymanką starca, który był kochankiem jej matki, i gwałt, i morderstwo. To świat Jane Austen wywrócony do góry nogami, dokładne przeciwieństwo tego, do czego nas przyzwyczaiła. To albo niemoralne opowiastki rodem z XVIII wieku, albo Zola w spódnicy, bez jego zadęcia serio. Ze względu na awanturnicze przygody heroiny w drugiej części książki, w czasie wyprawy do Portugalii, przywodzi to także na myśl postmodernistyczne zabawy Johna Bartha (“Bakunowy Faktor”). Bo książka nie jest ponura, wszystkie okropne i brutalne wydarzenia opisywane są bardziej jak przygoda niż tragedia. 
Dla miłośników twórczości Jane Austen wątki bardziej bezpośrednio nawiązujące do “Rozważnej i romantycznej” też muszą być rozczarowujące. Głównie przez zmianę emocjonalnej perspektywy, sprawiającej, że osoby, które polubiliśmy czy obdarzyliśmy szacunkiem, okazują się być niesympatyczne. Na przykład państwo Ferras, czyli główna bohaterka powieści Austen, "rozważna" Eleonora, i jej ukochany, z którym ku naszej satysfakcji po tylu perypetiach i przeszkodach połączyła się na końcu oryginalnej powieści węzłem małżeńskim, są przez Aiken odmalowani niezbyt przychylnie. Zwłaszcza Edward, który zgorzkniał w małżeństwie i zaniedbuje, a nawet tyranizuje swoją żonę, doprowadzając niemal do jej śmierci w czasie epidemii tyfusu w parafii. Mają źle wychowaną, zadzierającą nosa i nieczułą córkę. Marianna i pułkownik Brandon też są nie lepsi - nieobecni przez niemal całą powieść, wykorzystują swoich ubogich szwagrów do opieki nad posiadłością, nie płacąc im za to, i unikają kontaktów ze swoją podopieczną. W finale, po śmierci Brandona, okazuje się, że to małostkowość i zazdrość Marianny były przyczyną, dla której “córka Elizy” tak mało dobrego zaznała od swego prawnego opiekuna. 
Czytając tę książkę, przypomniały mi się odczucia, jakie miałam oglądając jedną z filmowych adaptacji “Mansfield Park”- której reżyser pozwolił sobie na wiele “ulepszeń” w stosunku do oryginału. Niemiłe, a na pewno “nieaustenowskie” wrażenie zrobił na mnie zwłaszcza wątek z niewolnikami.
W mniej ponurej “Córce Elizy” brakuje przede wszystkim tak typowego dla Jane Austen “małego realizmu”, owego sławnego “working on small piece of ivory”. Za to dużo jest tam zbiegów okoliczności, sławnych historycznych postaci (para poetów: William Wordsforth i Samuel Coleridge) wplątanych w coraz bardziej nieprawdopodobne wątki, pełne niespodziewanych zwrotów akcji. Za wiele egzotycznych przygód oraz gwałtownych namiętności.
Skąd więc u mnie przekonanie, że Aiken “wychodzi sztuka pisania a la Austen”? 
Po pierwsze stąd, że “Córki Elizy” nie czytałam do tej pory. Po drugie - bardzo wysokie mniemanie o warsztacie pisarskim Aiken, która sześciokrotnie podejmowała wątki “austenowskie”, i już w swojej wyobraźni czytałam jej kolejne książki, których tytuły brzmią tak zachęcająco:
   Mansfield Revisited (1984)
    Jane Fairfax: The Secret Story of the Second Heroine in Jane Austen's Emma (1990)
    Eliza’s Daughter (1994)
    Emma Watson: The Watsons Completed (1996)
    The Youngest Miss Ward (1998)
    Lady Catherine's Necklace (2000)
Trzeci powód - powieść  “Emma Watson” jej autorstwa, o której już wspomniałam i którą cenię.
I wreszcie czwarty - powieść “Sadinton”, którą z jakiegoś dziwnego powodu zapamiętałam jako utwór Joan Aiken, a którą w rzeczywistości napisała “pewna dama”, czyli Marie Dobbs. Tak zgrabna kontynuacja niedokończonego rękopisu Austen, że trudno się zorientować, gdzie kończy się jej historia, a zaczyna “sequel”. Nawet wątek, który wydał mi się nieco “podejrzany”, czyli postać Mulatki, bajecznie bogatej panny Lambe, okazał się być autentycznym  pomysłem Austen, która w ostatniej powieści swojego życia wprowadziła nie tylko nowe krajobrazy, ale i najwyraźniej nową kategorię postaci. 

Czyli cztery dość słabe, teraz to widzę, przesłanki.
“I was wrong, Mr.Knightley” - biorąc swoje pobożne życzenia za fakt, i próbując przedstawić je światu jako rzeczywistość. Z tym większą niecierpliwością będę teraz wypatrywać “Kindle editions” pozostałych powieści Joan Aiken z serii “austenowskiej”, by ostatecznie zdecydować, czy jedna J.A. umiała pisać jak druga.

No comments:

Post a Comment