Nov 20, 2013

ZBYT WIELE SZCZĘŚCIA?



Do laureatów Literackiej Nagrody Nobla podchodzę z zasady nieufnie - o ile sama ich wcześniej nie odkryłam. Nie pędzę do najbliższej księgarni, żeby nagle wykupić wszystkie książki autora, którego dotąd nie znałam, i nie zaczynam się nim zachwycać. Taki gremialny pęd raczej odstrasza mnie, niż zachęca. Wolę chadzać, tam, gdzie nikt nie chadza. Choć to w zasadzie głupie. Przecież warto wiedzieć, co inni czytają i cenią.
Mnie się chyba w tym wszystkim czka z jednej strony komuną (mam uraz do imprez masowych), a z drugiej konsupcyjnym kapitałem (tłumny pęd do tego, co najlepiej “się sprzedaje”). Ot, śmieszna schizofrenia człowieka rozkraczonego między dwoma epokami.

Alice Munro do poczytania dostałam od przyjaciółki - ech, te przyjaciółki, dbają, jak widać, o mój rozwój duchowy i kulturę osobistą!
Opowiadania oczywiście; tytuł zbioru “Zbyt wiele szczęścia”. Książka rzetelnie gruba (takie lubię), papier pachnie ładnie, pani Alice też ładnie uśmiecha się ze zdjęcia na skrzydełku - początek obiecujący. Otwieram, czytam… Jedno opowiadanie, drugie, trzecie.
Nie będę Was dłużej trzymać w napięciu… to małe-wielkie majstersztyki. Bardzo oryginalnym głosem pisane, bardzo wciągające. Świat opisywany detalicznie, a jednoczeście syntetycznie. Opowieści często  obejmują prawie całe życie bohatera, jakby próbując je uporządkować według jakiegoś pokrętnego algorytmu, do którego czytelnik nie ma w zasadzie dostępu. W tej magicznej stylistyce niejednoznaczności odpowiedzi jednoznaczne nigdy nie padają. Albo czasem padają. A nawet kilka różnych. Jednocześnie.

Opowieści są mroczne czy o mrok się ocierające, ale z drugiej strony niewymuszona codzienność tego mroku sprawia, że nie jest nam straszny. Że przeżywamy go wraz z bohaterem jako Doświadczenie cenne dla niego i dla nas samych, nic więcej, nic mniej.

Odkładam książkę z wrażeniem, że napisała ją wielka pisarka, mistrzyni słowa i nastroju; prawdziwa koronczarka snująca swoje magiczne wątki i prowadząca czytelnika do miejsc, w które sam by nigdy nie trafił.
Ale czy stanie na mojej półce z ulubionymi książkami?
Raczej nie. Porusza mój umysł, wzbudza mój podziw, ale...

Nie znaczy to, że za jakiś czas nie sięgnę po nią znowu - w końcu, jak sama Munro uczy w swoich opowiadaniach, najbardziej niespodziewani bywamy dla siebie samych.

No comments:

Post a Comment