Nov 7, 2013

PRZERAŻAJĄCE ODKRYCIE

Dzień za dniem coraz krótszy. Nie tylko dlatego, że idzie zima i coraz większe kawałki dnia  pożera - na razie z oddali - swoimi białymi zębiskami.
Mam coraz mocniejsze przekonanie, że czas naprawdę się kurczy. Kto może udowodnić, że tak nie jest?… Ileż dawniej ludzie tego czasu mieli - właściwie nie wiedzieli, co z nim robić, jak i czym go zabić. Zabijać czas?!... Boże, to pokurczone maleństwo?
Wiem, wiem, to podobno efekt naszego szybkiego stylu życia i nadmiaru bodźców, ale gdyby rzeczywiście, przypuśćmy, czas płynął szybciej niż jakieś sto lat temu, to czy ktoś byłby w stanie to naukowo stwierdzić, potwierdzić lub temu zaprzeczyć?
Kiedyś z wielką przyjemnością wczytywałam się w rozważania Manna nad kapryśną i względną naturą czasu; w pewnym stopniu jego Czarodziejska Góra jest powieścią o czasie. Ale teraz zaczynam myśleć, że to nie względność psychologiczna, a jak najbardziej realne kurczenie się sekund, skracanie minut i przyśpieszone karłowacenie godzin.
Jak dużo czasu musiał mieć sam Mann, żeby tę Czarodziejską Górę (nie wspominając już o Buddebrookach, Doktorze Faustusie i paru innych drobiazgach) napisać? A przy tym był takim pedantem, i tak każdą trywialną chwilę w swoim życiu celebrował, a potem jeszcze przelewał ją drobiazgowo na papier. Weźmy pierwszy lepszy zapis z jego Dzienników, naprawdę przypadkowy, o proszę:
“Czwartek, dnia 26 IX 1918
Pogodny, jesienny dzień
(Mann z uporem meteorologa zawsze notował stan pogody) Wstałem wcześnie (to też jego stała fraza) i poszedłem na spacer do Kurgarten. Z przejęciem pisałem o polowaniu na zająca, które doprowadziłem do końca. Podczas wyjścia w południe spotkałem dzieciątko (tzn. jego własne dziecko, już nie pamiętam które; w tamtych czasach rodzice, a zwłaszcza ojcowie “widywali” swoje potomstwo od czasu do czasu), było ubrane w jedwabie i w alei towarzyszyły mu obie siostry (czyli dwie inne córki Manna - Erika i Monika) i bona. Miały złożyć wizytę u Luli. W tramwaju, do którego wsiadłem z Eriką, spotkaliśmy Katię (czyli żonę Manna, widać wielki pisarz też się z nią czasem “widywał”) i jechaliśmy razem aż do Isarthorplatz, gdzie się rozstaliśmy. Odebrałem wygrawerowaną obrożę Bauszana, po czym wróciłem do domu. W alei spotkałem psa i usiadłszy na ławce założyłem mu nową uprząż, po czym przeszedłem się z nim jeszcze pół godziny po parku. - Stan Katii został już rozpoznany przez Faltina, ale upłynęło już zbyt wiele czasu i niepotrzebne było tyle zmartwień, skoro ma zapaść decyzja o usunięciu płodu (znamienne dla Manna: to zdanie o aborcji żony wtrącone od niechcenia między obrożę psa a lekturę Tołstoja). Po obiedzie przeczytałem Iwana Iljicza. Po odpoczynku w łóżku wypiłem herbatę samotnie, bo K. była Arcisstrasse, i przyjąłem wizytę porucznika Herzfelda, który chodził o kuli.”
I tak dalej i tym podobnie, każdy dzień opisany z tą samą przyprawiającą o mdłości pedanterią i małostkowością wielkiego człowieka.
Ale dajmy spokój jego egotyzmowi (choć przyznam, że gdy pierwszy raz przebrnęłam przez jego dzienniki, to zaczęłam się zastanawiać, jak tak bardzo mogłam kiedykolwiek cenić książki tak małego człowieka - ale to temat na inną rozprawkę).
Wróćmy do jego CZASU - skąd go miał na to wszystko; przejażdżki tramwajem numer siedem, obrożę psa, kupowanie kwiatów za 12 marek, korespondencję, spacery, teatr, spotkania towarzyskie, lekturę, pisanie monumentalnych dzieł i drobiazgową rekapitulację każdego dnia w swoich Dziennikach?
Nie może być innej odpowiedzi niż ta: CZAS OBECNIE PŁYNIE ZNACZNIE PRĘDZEJ, a my nic o tym nie wiemy.
Jak tak dalej pójdzie nasze prawnuki będą być może między swoimi narodzinami a śmiercią miały czas na powiedzenie jedynie:
Dzień dobry.
Do widzenia.

No comments:

Post a Comment