Mar 2, 2014

PODRÓŻ W CZASIE. COŚ JAKBY.




Przedziwne wrażenie. Z czasem słabnie, ale nadal jest na tyle mocne, że każe myślom kręcić się wokół tego zjawiska.
Myślę o kolorowych fotografiach Siergieja Prokudina-Gorskiego sprzed pierwszej wojny światowej. A właściwie o ich zdigitalizowanych i obrobionych komputerowo wersjach, które w 90 procentach odpowiadają za owo uczucie “dziwności”, sprawiające, że różne szufladki w naszej głowie zaczynają się przesuwać i zmieniać miejsce. 

Zetknęłam się z nimi po raz pierwszy wczoraj, choć dostępne publicznie są już od 2001, kiedy to Biblioteka Kongresu zaprezentowała ich część na wystawie The Empire That Was Russia: The Prokudin-Gorskii Photographic Record Recreated.
Pokazano na niej 122 zdjęcia, które fotograf Walter Frankhauser zdążył do tego czasu obrobić w procesie nazwanym przez niego “digichromatografią”, co było procesem żmudnym; Frankhauser twierdził, że opracowanie każdej fotografii zajmowało mu 6-7 godzin. Później proces zautomatyzowano i zdigitalizowano w ten sposób wszystkie 1902 płytek z kolekcji, którą Biblioteka Kongresu odkupiła od spadkobierców  Prokudina-Gorskiego w 1948 r. 
Parę dodatkowych szczegółów poniżej, wybrałam co ciekawsze wg. mnie fragmenty z długiego opracowania w Wikipedii. 

Wracając do przesuwających się szufladek… Każdy tworzy sobie jakiś obraz świata  i historii. Porządkujemy poznane fakty, łączymy je w zgrabne pakiety z tym, co z danej epoki pozostało materialnego (malarstwo, rzeźba, architektura i przedmioty codziennego użytku), a także “duchowego”. Ducha epoki najlepiej poznać czytając ówczesną literaturę - czy to religijne przypowiastki, czy traktaty filozoficzne, wspomnienia, dzienniki podróży, fikcję czy nawet poezję. Z tego wszystkiego możemy wnioskować o pojmowaniu świata, przekonaniach i  odczuciach ludzi dawniej żyjących. Od mniej więcej połowy XIX wieku do tego zasobu środków poznawczych dochodzą jeszcze zdjęcia, czyli “obiektywny” zapis rzeczywistości. 

Problem polega na tym, że w mojej wewnętrznej szafie z szufladkami kolorowa fotografia tak naprawdę nie łączy się z obrazem początku XX wieku, czyli z tego okresu, z którego pochodzą zdjęcia, o których tu mowa. Prawdę mówiąc nie łączy się aż do lat 90-tych! Pół mojego życia, to świat czarno-białych fotografii; pierwsze zdjęcia mojej córki, chyba aż do szóstego roku, są wszystkie czarno-białe. Nie to, żeby kolorowe fotki wtedy nie istniały, ale ich robienie było raczej domeną zakładów fotograficznych i “specjalnych okazji”, a nie codzienności. Moja dokumentacja fotograficzna dzieli się ewidentnie na trzy okresy: najstarsze albumy, zwykle w formacie A4, w poziomie, z czarnymi stronami, zapełnione są zdjęciami czarno-białymi. Potem nadchodzi epoka albumów w różnych kształtach, rozmiarach i sposobach umieszczania w nich zdjęć; poczynając od plastikowych “kieszonek” do ich wsuwania, a kończąc na bardzo wytwornych, wielkich albumach z naklejaną na całość strony przeźroczystą folią - na zdjęcia kolorowe. No i obecna epoka zdjęć elektronicznych, z wirtualnymi albumami w pamięci komputerów, ewentualnie (coraz rzadziej) na płytkach.

Więc nawet czasy nie tak bardzo odległe, związane z moją osobistą historią, nie jawią mi się jako “kolorowe”. 
A im dalej w przeszłość, tym bardziej świat jest czarno-biały. Kolorowe fotki z II wojny światowej?… Obozów koncentracyjnych?… Hitlera?… Pewnie istnieją, ale nie w mojej głowie i raczej nie w powszechnej świadomości.
Lata międzywojenne?… Wszystkie fotografie z tamtej epoki, jakie pamiętam, są czarno-białe. Kryzys w Stanach… Żydzi na Kazimierzu w Krakowie… Już nie najmłodsza Wiktoria Wolf patrząca z ironicznym zatroskaniem w obiektyw aparatu…
Nie, nie, na pewno nie kolor!
Okopy pierwszej wojny światowej?… Dwupłatowce i dzielni piloci?… Rewolucja październikowa? - czerwona, ale w mojej wyobraźni zdecydowanie czarno-biała. Lenin w sepii, owszem, ale nigdy w kolorze!

Więc o czasach wcześniejszych już w ogóle nie ma co mówić. Panie w zwiewnych sukniach i kapeluszach jak koła wozów… Wąsaci lub brodaci, bardzo serio panowie w melonikach i z laskami… (nie w dzisiejszym znaczeniu słowa).
Te zdjęcia sugerowały obraz wewnętrzny uwidocznionych na nich osób jako coś bardzo odległego od naszej współczesnej mentalności. Byli INNI, to się czuło bez dyskusji; i nie chodzi tu tylko o kwestię mody, fryzur, a nawet nie wyłącznie o te sztywne pozy, jakich wymagała ówczesna technika fotograficzna. Ani nawet o ten brak koloru. Chodzi o ogólne wrażenie świata tak innego niż nasz.

Co jakiś czas, czytając literaturę z tamtych czy jeszcze dawniejszych czasów, łapałam się na silnym wrażeniu dysonansu - myśli, poczucie humoru, przekonania danego autora są mi bardzo bliskie, “współczesne”, a potem rzut oka na przykład na fotografię Mary Mauld Montgomery i całe wrażenie bliskości pryska.

Otóż, dzięki zdygitalizowanym i obrobionym komputerowo zdjęciom Prokudina-Gorskiego, odkryłam, że wrażenie to zawsze było tylko i wyłącznie wynikiem przestarzałej techniki fotograficznej, zakłamującej rzeczywistość (albo zakłamującej rzeczywistość w sposób odmienny, niż zakłamuje ją obecna technika zdjęć, które to zakłamanie przyjmujemy za rzeczywisty obraz świata). Ci ludzie byli zupełnie tacy sami jak my obecnie, to aż bije po oczach z każdego, nawet najbardziej egzotycznego, zrobionego w najbardziej zapyziałym kącie Carskiej Rosji zdjęcia!
Wyglądają one tak, jakby ktoś jeździł sobie po różnych miejscach i strzelał fotki trochę dziwnie ubranym ludziom, ale czego to ludzie w rożnych zakątkach świata nie noszą!

Chyba największe wrażenie zrobił na mnie autoportret Siergieja. Siedzi nad górskim potokiem; potok zwyczajny, zielone pagórki, trochę skałek w tle. Ot, niezbyt spektakularna górska wycieczka. Tylko że mężczyzna siedzący na kamieniu jest w stroju z innej epoki… Poza tym ta fotka wygląda, jakby była zrobiona wczoraj.



Wklejam parę fotografii, tych obrobionych. Ludzie, krajobrazy, miasta, przyroda, a nawet zabawy światłem, które musiały być wyjątkowo trudne przy tamtych uwarunkowaniach technicznych, wymagających zazwyczaj bardzo dobrego oświetlenia. Przeważająca większość zdjęć jest pozowana; aby naświetlić wszystkie trzy płytki, każda z innym filtrem, które dopiero po złożeniu tworzyły kolorową fotografię, potrzeba było jednak kilka sekund czasu; im ciemniej tym oczywiście czas dłuższy. Małe dzieci zwykle są “poruszone” na tych fotografiach. Tak samo ma się rzecz z wodą czy dymami z kominów. Ale i tak w kolekcji są ujęcia zaskakujące naturalnością, jakby robione w ruchu.

Pozowane czy nie, dzięki renderingowi dostosowującemu je do naszej współczesnej wizualnej wrażliwości, dają wrażenie zrobionych teraz, i to jest właśnie w nich takie dziwne.

I szkoda mi tylko jednego - popatrzę na nie jeszcze parę razy, szufladki ostatecznie przesuną się na nowe miejsca i kolejna rzecz zmieni się z kategorii “nadzwyczajne” na “aha, znam to”.













Wikipedia:

Oryginały:

When the three color-filtered photographs were not taken at the same time, anything in the scene that did not hold steady during the entire operation would exhibit colored "fringes" around its edges in the resulting color image. If it moved continuously across the scene, three separate strongly-colored "ghost" images could result. Such color artifacts are plainly visible in ordinary color composites of many of Prokudin-Gorsky's photographs, but special digital image processing software was used to artificially remove them, whenever possible, from the composites of all 1902 of the images commissioned by the Library of Congress in 2004.[12] The altered versions have proliferated online and older or third-party versions showing these tell-tale peculiarities are increasingly scarce.[13]



Aparat używany najprawdopodobniej przez Prokudin-Gorskiego

 Adolf Miethe designed a high-quality color camera of the sequential-exposure type which was manufactured by Bermpohl and available commercially beginning in 1903. Prokudin-Gorsky published an illustration of it in Fotograf-Liubitel in 1906. The most common model used a single oblong plate 9 cm wide by 24 cm high, the same format as Prokudin-Gorsky's surviving negatives, and it photographed the images in unconventional blue-green-red sequence, which is also a characteristic of Prokudin-Gorsky's negatives if the usual upside-down image in a camera and gravity-compliant downward shiftings of his plates are assumed.[14] An inventor as well as a photographer, Prokudin-Gorsky patented an optical system for cameras of the simultaneous-exposure type,[15] and it is often claimed or implied that he invented, or at least built, the camera used for his Russian Empire project. No definite written or photographic documentation of his field equipment is known to exist, only the evidence inherent in the photographs themselves, and no rationale has been suggested for going to the trouble and expense of building a functionally identical copy of a Miethe-Bermpohl camera instead of simply buying one.


Pokazy slajdów a wersje drukowane zdjęć

Although photographic color prints of the images were difficult to make at the time and slide show lectures consumed much of the time Prokudin-Gorsky used to demonstrate his work, photomechanical color prints of some were published in journals and books, and his studio issued some, most notably the Tolstoy portrait, as postcards and large photogravures.[4] Many of the original prints published by his studio still survive.[19]


No comments:

Post a Comment