Dec 8, 2013

OD CHMURY DO CHMURY SKOJARZEŃ




W jednym z wywiadów David Mitchell wyznał, że tytuł “Atlas Chmur” zapożyczył od japońskiego kompozytora Toshi Ichiyanagi (pierwszego męża Yoko Ono), który tak nazwał któryś ze swoich utworów.

To poniekąd symptomatyczne - “Atlas chmur” jest zlepkiem różnych odniesień, cytatów, zapożyczeń. Czasem bardziej bezpośrednich, czasem tylko echem ech, z którego być może sam autor nie zdaje sobie sprawy. Wszyscy jesteśmy wielkimi śmietnikami, do których zostały wrzucone tysiące historii, obrazów, myśli i uczuć, całe dziedzictwo kultury i historii, przemielone i zmieszane z naszymi osobistymi doświadczeniami, i zniekształcone w krzywych zwierciadłach naszych niedoskonałych umysłów i zawodnej pamięci. Mitchell z tej niejednorodnej gliny lepi swój chmurny kolaż i, żeby nie wyglądał na przypadkowy zlepek, nadaje mu bardzo precyzyjną formę. Też nic nowego pod słońcem, powieść szkatułkowa, w której jedna historia zawiera się w drugiej i do niej prowadzi. Podobno bezpośrednią inspiracją formalną jest wydana w 1979 r. powieść “If on a winter's night a traveler” (Se una notte d'inverno un viaggiatore) włoskiego pisarza Italo Calvino. Nie wiem, nie czytałam. Oryginalnym pomysłem Mitchella jest zastosowanie w ramach jednej wyrafinowanej formy drugiej - “lustrzanego odbicia”, ponieważ od połowy wątki powracają, by domknąć się w odwróconej kolejności.

Sześć różnych historii, ułożonych chronologicznie (a w drugiej części anty-chronologicznie) ma nas przekonać, że ludzie, ze swoją żądzą władzy za wszelką cenę, pazernością i okrucieństwem, nie zmieniają się wcale. Zmianie ulegają wyłącznie dekoracje, w jakich ich dramaty są odgrywane. Sam autor mówi o tym tak:
“Literally all of the main characters, except one, are reincarnations of the same soul in different bodies throughout the novel identified by a birthmark...that's just a symbol really of the universality of human nature. The title itself "Cloud Atlas," the cloud refers to the ever changing manifestations of the Atlas, which is the fixed human nature which is always thus and ever shall be. So the book's theme is predacity, the way individuals prey on individuals, groups on groups, nations on nations, tribes on tribes. So I just take this theme and in a sense reincarnate that theme in another context…” (Bookclub - BBC Radio 4, 2007)

Wątki:
Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny
Listy z Zedelghem
Okresy Półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey
Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha
Antyfona Sonmi-451
Bród Sloshy i wszystko co potem

To jakby sześć osobnych powieści i sześć różnych stylów literackich, które zabierają nas w rozciągniętą w czasie i przestrzeni podróż - od wysp na Pacyfiku w roku 1850, poprzez Europę lat międzywojennych, lata siedemdziesiąte w Kaliforni, czasy nam współczesne - Wielka Brytania, i dwa wątki futurystyczne - korporacyjna Korea, oraz Hawaje - świat po końcu świata.

To chyba najlepszy moment, żeby wspomnieć niezwykłą pracę, jaką wykonała tłumaczka Atlasu - Justyna Gardzińska. Każdy z wątków przetłumaczony jest wzorowo; język zmienia się nie do poznania i doskonale oddaje słownictwo, frazę i niezwykłe bogactwo oryginału. Praca wyjątkowo trudna, ponieważ Mitchell bawi się słowem, igra z angielskim dziewiętnastowiecznym i  współczesnym, naśladuje różne style literackie, a także tworzy dwie odmiany angielskiego przyszłości… Atlas słów i pojęć zanurzony w metafizycznej mgiełce i z poprawką na indywidualne cechy poszczególnych postaci… Translatorskie piekło i powód do dumy - przekład najwyższego słownego lotu. Gratulacje!

Asocjacje literackie:
Kiedy przeczytałam kilka pierwszych stron, natychmiast pomyślałam sobie: O, “Bakunowy Faktor” Johna Bartha. Ta sama rubaszność i oceaniczność, ten język przaśny a dosadny, te żałosne peregrynancje głównej, dość przeciętnej postaci… Fatalistyczne pogodzenie z nieprawdopodobnymi zakrętasami losu, dziecięca naiwność w doborze najgorszych z możliwych przyjaciół. Podobieństw wiele, choć i różnic dużo pomiędzy Poetą Lauretem wyruszającym do amerykańskiej Ziemi Obiecanej na przełomie XVII i XVIII wieku, a prostodusznym notariuszem z Kaliforni wyruszającym w sprawach spadkowych ku kolejnym “ziemiom obiecanym”, czyli wszędzie tam, gdzie trzeba kogoś słabszego złupić, by samemu dobrze się obłowić.

Wątek drugi natychmiast przeniósł mnie w nastroje z “Doktora Faustusa” Tomasza Manna. Poźniej przeczytałam w Wikipedii, że postaci wielkiego kompozytora i jego asystenta wzorowane są na Fredericku Deliusie i Ericu Fenby’m. Nie ma tu oddania duszy diabłu za geniusz muzyczny, ale oddanie się duchem i (w zasadzie) ciałem syfilistycznemu (jak u Manna) i apodyktycznemu starcowi i całej jego dość dziwacznej rodzinie. Rzecz o utracie duszy (i życia) na ołtarzu sztuki. Rezultat: Sekstet “Atlas chmur”.

Okresy Półtrwania to natychmiastowe skojarzenie z Jane Fondą, a także wszystkim amerykańskimi filmami, gdzie samotna kobieta (np. Julia Roberts w “Raporcie Pelikana”), walczy ze skorumpowanym światem wielkich korporacji sterujących pozornie demokratycznym amerykańskim państwem. Oryginałów literackich - np. Johna Grishama - nie czytałam, bo jakoś ten dział literatury (jak dotąd) mnie nie wciągnął, ale na odległość podziwiam ich kunszt i zmyślność (a także komercyjny sukces).

Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha jest bardziej złożonym tworem (a może po prostu nie przeczytałam książki, która bardziej bezpośrednio skojarzyłaby mi się z tym wątkiem). Ze względu na wisielcze poczucie humoru to chyba mój ulubiony wątek. I jedyny kończący się happy endem (chyba że za happy end uznamy zakończenie podróży Adama Ewinga). Od momentu, gdy pechowy wydawca kiepskiej literatury trafia do Domu Spokojnej Starości i zostaje tam uwięziony, represje, którym jest poddawany, przynoszą nieuchronnie skojarzenie z “Lotem nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya. Tylko że 66-letniemu Thimothy’emu i paru jego kolegom tetrykom udaje się, w przeciwieństwie do McMurphiego, przechytrzyć system i uciec na wolność. Ot, taka sobie, podnosząca na duchu bajeczka.  Bez morału, ale dająca do myślenia.

Dwa wątki futurystyczne (a zwłaszcza pierwszy z nich -  o Somni, klonie pracującym w spotworniałym punkcie FastFoodowym), zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Sugestywny obraz tych przyszłych światów i ich nieuchronność, jeśli pomyślimy o kierunku, w jakim wszyscy krok po kroku podążamy, wciąga i poraża.

Zamiast zakończenia:
“Atlas chmur” - 535 stron fascynującej lektury. Barokowość, postmodernizm i fantasy w jednym, jeśli ktoś lubi etykiety (te wybrałam jak najbardziej arbitralnie, każdy może sobie dolepić swoje).
Na pewno GODNE PRZECZYTANIA.

No comments:

Post a Comment