Byłam w sklepie. To niezłe przedsięwzięcie logistyczne, podejmowane mniej więcej co tydzień. Sprawdzić stan artykułów bieżących i zapasów.
Lista.
Pojechać jak najwcześniej rano w celu:
a. wejścia do sklepu jak najmniej “nawirusowanego” przez godziny obslugi (zarażonych) klientów
b. spotaknia jak najmniejszej ilości ludzi
c. trafienia na jak najmniej ogołocone pólki.
To ostatnie dziś się udało - było w zasadzie wszystko, łącznie z papierem toaletowym.
By zrealizować punkt b. latałam jak oszalała po Biedronce z końca w koniec, ludzi wprawdzie nie było wielu, ale niektórzy w ogóle nie przejmowali się odległością min 1 m, co według mnie jest stanowczo zaniżone; parli na mnie, a ja wtedy uciekałam w boczne alejki i przejścia. Nie wiem, czy nie wyszłam na tym gorzej, spędzając w rezultacie w sklepie dużo więcej czasu, niż gdybym metodycznie szła jak zwykle wytyczoną ścieżką od półki do pólki.
Tym razem nie wzięłam rękawiczek z domu, bo przy poprzedniej akcji ręce tak mi się w nich spociły, że prawie z nich kapało. Myślałam, że znajdę te duże, “przewiewene” na półce z warzywami, ale były dopiero przy pólce z pieczywem. Na pałąk wóżka, którego dotykają setki rąk, nałożyłam woreczki plastikowe.
Kasa to punkt newralgiczny - trudno pakując zakupy i płacąc nie zbliżyć się do kasjerki na odległość na pewno mniejszą niż 1 m. A ona przecież zbiera na siebie wszystkie wirusy od wszystkich klientów.
Procedury domowe po powrocie:
- umyć ręce mydłem antybakteryjnym, przebrać się, skropić włosy 75% roztworem spirytusu (to ostatnie to chyba lekka przesada, ale co mi tam)
- umyć mydłem wszystkie produkty, które da się umyć mydłem
- skropić 75% roztworem spirytusu wszystkie produkty, których nie da się umyć mydłem
- natrzeć spirytusem wszystkie “zakażone” wyjściem przedmioty: klucze, klamki, włączniki światła, portfel, rączki torebki; klamki w samochodzie, kterownicę, rączkę zmiany biegów i hamulec ręczny.
W bagażniku zostawiłam wszystkie niepsujące się zapasy: puszki, ręczniki papierowe, detergenty. Niech sobie przejdą kilkudniową kwarantanne, na razie ich nie potrzebuję; a dzięki temu nie będę ich musiała myć i pryskać. Sprytnie, co?
No comments:
Post a Comment