Jun 12, 2014

SHANTARAM - SŁUGA BOŻY, ZAKLINACZ SŁÓW I PRZEMYTNIK UCZUĆ

G.D.Roberts


Jego jedyna jak dotąd książka została wydana w 2003 r., a u nas w 2008, ale dopiero teraz wpadła mi w ręce. Dzięki, Basiu! 
Zrobiła błyskawicznie furorę na całym świecie, nawet miał powstać według niej film, z Johnnym Deppem w roli głównej, ale zdaje się, że projekt na dość już zaawansowanym etapie upadł. Teraz Gregory David Roberts pisze swoją kolejną wielką powieść - “The Mountain Sahadow”, która jest ciągiem dalszym “Shantaram”. Pisze już ją od dziesięciu lat i wciąż przesuwa moment ukazania się książki. 
Ostatni zapisek (6 czerwca tego roku) z jego oficjalnego Fanpejdża:
“I spent years, ten monsoons in fact, putting life, Pran, into The Mountain Shadow’s characters, so that I can write their stories with enough authenticity to make them live within you, my readers, for the little while that you allow their little sagas to drift through your minds.”

Skoro już jesteśmy przy tej, nieistniejącej jeszcze książce, to dodam, że według tego, co sam Roberts mówił na jednym ze spotkań, nowa powieść, mimo iż jest w pewnym sensie kontynuacją “Sahantaram”, podejmując wątki osób, które znamy z poprzedniej powieści w tym miejscu, w którym rozstaliśmy się z nimi, to nie jest po prostu ciągiem dalszym. Tematem przewodnim  “Shantaram” jest, według autora, “exile experience” - doświadczenie wygnania. Prawie wszystkie postaci z książki są wygnańcami, jeśli nie z własnego kraju, to ze społeczeństwa, jego norm i praw.
Tymczasem “The Mountain Shadow” ma być książką o poszukiwaniu (“search”) - a konkretnie o poszukiwaniu miłości, ale oczywiście rozumianej szerzej niż miłość mężczyzny do kobiety.

Żeby już zakończyć to recenzowanie książki jeszcze nie napisanej, oddajmy raz jeszcze głos GDR (który nota bene uwielbia przemawiać i snuć długie narracje nie tylko piórem):
“The Mountain Shadow is a very different novel to Shantaram. The pace is much faster, the dialogue is funnier, kinda like the truth in pyjamas, and more directly intimate, the action is aplenty, all the stuff I reserved for this novel when I was writing Shantaram, and the conversation between the narrator, Lin, and the readers, you guys, is tighter, tougher, and much more profound. Well, at least, that’s what I’m aiming for in this evolved GDR style.”
Czyli obiecuje nie tylko zmianę optyki tematycznej, ale i stylu powieści.



Powyżej najnowsze zdjęcia GDR, które sam zamieścił kilka dni temu na swoim Fanpejdżu - interesująca jest ściana w jego bombajskim mieszkaniu zapełniona zdjęciami - to są jego bohaterowie, na nich patrzy, pisząc swoją powieść: “I put the faces of my characters on my wall. I used faces of actors, a sculptor, a designer and a sportsman to paint the faces of my fictional characters. They cover the wall, and they’ve been with me for 5 years now, moving with me wherever I live. “

Inną ciekawostką na temat techniki pisarskiej Robersta jest to, że, jak sam twierdzi, pisze zawsze słuchając muzyki. Stworzył sobie całą bibliotekę utworów w fajlach typu “TMS (The Mountain Shadow) action”, “TMS mood” itp itd, którą dobiera w zależności od opisywanej sceny. 

Mówię wciąż o autorze, a nic jeszcze o samej powieści. Ale w tym wypadku nie sposób nie mieszać jednego z drugim. “Shantaram” opisywana jest i sprzedawana jako powieść autobiograficzna. We wszystkich materiałach reklamowych, łącznie z krótkim filmikiem - wypowiedzią samego GDR - opublikowanym w Internecie, podkreślane jest osobiste doświadczenie autora, jego niezwykłe życie - heroinisty, przestępcy, torturowanego więźnia, który ucieka z australijskiego więzienia o zaostrzonym rygorze, by wylądować w Bombaju, zamieszkać w slumsach, otworzyć tam rodzaj kliniki dla ubogich, a następnie powrócić do przestępczej działalności, współpracując z bombajską mafią, co prowadzi do jeszcze jednego dramatycznego wątku - wojny w Afganistanie.



Z czasem jednakże zaczęło się pojawiać się coraz więcej wzmianek poddających w wątpliwość prawdziwość pewnych faktów i wydarzeń. Na przykład rodzina jednej z najsympatyczniejszych postaci książki, Prabhakara, twierdzi, że Roberts nigdy żadnej kliniki w slumsach nie prowadził i mieszkając tam przez cały czas był uzależniony od narkotyków, więc sam wymagał opieki:
“Gregory lived in the slums a life of crime and drug addiction. My family cared for him and rescued him from his addiction. There was never a clinic that he ran in the slum or treated anyone for anything. He did not buy Prabhakar a taxi as the book claims. Sadly, Karla was also a drug addict who eventually died on the street in the massive AIDS epidemic of the 1980s.”
To fragment pochodzący z oficjalnej strony Kishore Khare http://shantaram.co.in/  młodszego brata Prabhakara, prowadzącego wycieczki po Bombaju śladami powieści i jej bohaterów, w tym i autora. Strona jest typową indyjską mieszanką -“curry” pretensji, radości życia, biznesu, żalów i kuriozalnych zdjęć (poniżej zdjęcie Prabhakara) - polecam!



I jeszcze jeden fragment, w którym najmocniej przebija się żal i pretensje rodziny Kishore do Robertsa, na którym i na którego legendzie ta rodzina robi, skromne bo skromne, ale jednak pieniądze:
“Gregory, meanwhile still lives in Mumbai, elevating himself to a long-term residence of a luxury hotel. Every now and then he shows up in our slum with celebrities – Oprah, Madonna, Johnny Depp while his “slum guards” keep the slum dwellers from protesting his presence and his lies.”

Obecnie Roberts na najczęściej zadawane mu podczas wywiadów i spotkań autorskich pytanie, co jest prawdą, a co zmyśleniem w jego powieści, odpowiada, że “experiances are true, characters and dialogs - fictional”. Innymi słowy, że odtworzył wydarzenia, ale wymyślił postaci. A wszystko skleił w “rapsodyczną” całość, której dodał głębi i meta-znaczenia.

To prawda, ta książka zbyt przypomina epos, by mogła być prostym odtworzeniem faktów. Fakty, nawet te “najciekawsze”, dotyczące zbrodni, bezprawia, ryzyka, wojny, pięknych i sprzedajnych kobiet, te fakty są w gruncie rzeczy trywialne, banalne i niesmaczne. I bardzo często po prostu przerażają brutalnością.
Ale Roberts, sam będąc przestępcą, dzięki swojej inteligencji, próbuję znaleźć w pogmatwanych ścieżkach ludzkiego losu, zwłaszcza w życiu na krawędzi lub poza nią, jakiś głębszy sens i wartości. Jest to trochę jak usprawiedliwianie się okrutnika, pijaka i zbira - ale z drugiej strony, mimo wielu niewiarygodności, wiara w ukryte dobro czy sens, jest poruszająca. “Zbrodnia i kara” naszych czasów, trochę na pokaz, trochę epatująca pseudofilozofią, trochę kiczowata, trochę zakłamana - ale czyta się ją jednym tchem i na pewno daje do myślenia.

Chyba największe wrażenie robi to, że G.D.Roberts - mimo swojej koszmarnej, przestępczej przeszłości, całego zła, którego doświadczył i które ludziom wyrządził - wierzy w ludzi. Powtarza to bardzo często - że jest zakochany w naszym gatunku. Że chociaż tak często odzywa się w nas zwierzęca część naszej natury - brutalność, pragnienie dominacji, krwiożerczość, terytorializm, utylitarny stosunek do słabszych (kobiet)…- to jednak jesteśmy jedynym gatunkiem, który potrafi wychodzić poza ten paradygmat - dzięki miłości, poświęceniu, umiłowaniu piękna, bohaterstwu, współczuciu.
Twierdzi, że żyjemy w niezwykłych czasach - gdy kończy się era jednego CC - Control and Consume, a zaczyna nowa - Cooperate and Conserve.
I wierzy, że ludzie zrobią krok w dobrą stronę.

Rolę literatury upatruje w tym właśnie - by w serca ludzi wlewać nadzieję i dawać im wiarę w lepszą przyszłość.


A że lekko naciąga prawdę, by tego dowieść?… A kto powiedział, że dobra opowieść ma być prawdziwa?… G.D.Roberts twierdzi, i chyba słusznie, że każda wielka narracja, która ma poruszyć ludzkie uczucia, powinna mieć w sobie coś z baśni.

1 comment:

  1. This comment has been removed by a blog administrator.

    ReplyDelete